Dziś przybliżamy naszym sympatykom sylwetkę nowego trenera III-ligowej drużyny Świtu Skolwin. Zapraszamy do krótkiej lektury 🙂
Wojciech Polakowski – od niespełna miesiąca nowy szkoleniowiec Świtu zdradził nam jak wyglądały rozmowy z prezesem oraz co przekonało go, aby podjąć pracę w Skolwinie.
Co zadecydowało o tym, że podjął się Pan prowadzić klub z północy Szczecina?
WP: Impuls i zdecydowanie osoba Prezesa Pawła (wiem ile czasu zdrowia poświęca – pasjonat tak, jak ja zresztą). Znamy się od jakiegoś czasu. Zdecydowała też chęć powrotu do pracy z seniorami. Zrobiłem sobie odpoczynek, który mi bardzo dużo dał przy pracy z młodzieżą (po 15 latach bez przerwy z seniorami). Na pewno przez to jestem dziś spokojniejszy.
Pracował Pan już w Kołobrzegu, w Koszalinie. Jak na tle tych zespołów postrzega Pan Świt?
WP: Pracowałem też w Trzebiatowie za najlepszych czasów i w Gryfie Słupsk. Można powiedzieć, że tą ligę znam jak nikt inny. Byłem zaskoczony, jak pewnie wszyscy słabymi wynikami w tej rundzie drużyny, która jeszcze nie dawno awans miała na wyciągnięcie ręki. Powiem tak – sam klub przypomina mi trochę Regę Trzebiatów – jest to klub z duszą i atmosferą rodzinną i klimatem z tą różnicą, że w Trzebiatowie wszystko było na głowie jednej osoby, a tu do pomocy jest więcej osób. Jeśli chodzi o możliwości sportowe i czysto piłkarskie to są podobne, jak w poprzednich klubach.
Zaproponował Pan jako asystenta dobrze znanego z występów w szczecińskiej Pogoni Jarosława Chwastka. Z perspektywy czasu okazało się to strzałem w przysłowiową „10”. Dlaczego padło na Jarka?
WP: Z Jarkiem znamy się od dzieciństwa. Pierwsze mecze przeciwko sobie graliśmy mając chyba po 8-9 lat, później spotkaliśmy się w internacie w Koszalinie i od tego czasu się przyjaźnimy. Jarek był moim asystentem w Kołobrzegu. Wiedziałem, że mieszka na razie w Szczecinie i potrzebowałem zaufanej osoby i współpracownika, a że dla mnie popularny Jerry taką jest osobą, więc pierwszy telefon wykonałem do niego. Szczerze to powiem, że miał swój duży udział w podjęciu decyzji o przyjściu do Świtu. Z tym strzałem w dziesiątkę nie jestem w ogóle zaskoczony, można powiedzieć, że rozumiemy się bez słów, a to w sporcie i szczególnie w życiu to duży skarb.
Na zakończenie sezonu wstaliśmy z kolan. Wygraliśmy cztery mecze pod rząd. W czym w takim razie tkwiła przyczyna wcześniejszych porażek i remisów drużyny? No i z drugiej strony – co to za złoty środek, który zaowocował zwyżką formy i świetną passą na koniec jesieni?
WP: O przyczynach nie będę mówił, bo to ocena dla poprzednich trenerów. Przeprowadziłem wiele rozmów z zawodnikami i wyciągnąłem parę wniosków. Udało się przede wszystkim dotrzeć do tych młodych piłkarzy. Historię trzeba znać, a nie nią żyć i należy w piłce pisać nowy scenariusz. Pomogło mi w tym zdecydowanie doświadczenie z poprzednich klubów. Z Bałtykiem Koszalin – po spadku od razu awansowaliśmy do III ligi. Regę Trzebiatów objąłem w 4 lidze, jak była na 14 miejscu, a skończyliśmy na 3, awansując w następnym sezonie. Powiem tak – jestem ambitnym człowiekiem, ale po bramce na 4:0 przed przerwą i na 5:0 z Lechem II zaraz po rozpoczęciu nie jeden by się poddał. Żartowaliśmy na ławce z Jarkiem, że dobrze, iż most we Wronkach jest remontowany, bo nie ma jak uciekać. Osiągnęliśmy piłkarskie dno, wtedy dokonaliśmy kliku zmian i korekt. Zdobyliśmy 2 bramki i chłopcy uwierzyli, że można. Najważniejsze, że zawodnicy nam zaufali i zrozumieli moją filozofię gry i efekty były naprawdę bardzo dobre. Nie chodzi nawet o wygranie 4 spotkań, ale styl w jaki to zrobiliśmy musi budzić szacunek. Straciliśmy jedna bramkę na wyjeździe po chyba jedynej sytuacji bramkowej w tych spotkaniach.
W dwóch ostatnich meczach rundy jesiennej na ławce rezerwowych pojawił się dobrze znany w Szczecinie Stasiu Mazuro. Jak odebrał dzisiejszy Świt i co przekonało go do powrotu do piłki nożnej?
WP: Stasiu Mazuro to historia w jednej osobie. Fantastyczny człowiek, a my mieliśmy problem z masażystą i udało się go nam namówić. Śmiejemy się teraz z Jarkiem, że ławka jest ekstraklasowa, bo dochodzi jeszcze trener bramkarzy Jacek Chyła, który też ma występy w ekstraklasie, ale największe doświadczenie ma Stasiu. Odebrał bardzo pozytywnie i widać, ze tęsknił już za tą adrenaliną.
Kto z zawodników zaskoczył na plus, kto nie spełnił oczekiwań?
WP: Oczywiście są zawodnicy, którzy nie spełnili tzw. oczekiwań i padli też ofiarą, jak ja to nazywam własnego sukcesu. Trudno mi oceniać z perspektywy całej rundy, ale jeśli chodzi o ostanie 5 spotkań to ci co chcieli i wsiedli z nami do jednego wagonu nie zawiedli – zyskując, a ci co wysiedli to stracili albo stracą. Na plus najważniejsze jest to, że każdy z występujących zawodników dawał z siebie wszystko. Tak naprawdę musiałbym wymienić wszystkich, którzy zagrali, począwszy od Przemka Matłoki, który wprowadził niesamowity spokój po Adama Nagórskiego, który zaczął strzelać i stwarzać sytuacje.
Na jakie pozycje należy szukać wzmocnień przed rundą rewanżową?
Na razie myśli i wszystko było skupione na odbudowaniu drużyny i ostatnim okresie. Co będzie dalej zobaczymy, bo dopiero w przyszłym tygodniu będziemy rozmawiać o dalszej pracy, gdyż umówiony byłem z Prezesem i Dyrektorem Sportowym na to po zakończeniu rundy.