„Siłą Świtu są ludzie” – rozmowa z trenerem Jackiem Chyłą

Nie odbył się sobotni wyjazdowy mecz Świtu Skolwin z Bałtykiem w Gdyni, lecz na szczęście szczecińscy piłkarze przebywający na kwarantannie dołączyli do trenującej części drużyny i w środę na Skolwinie powinien odbyć się mecz z Sokołem Kleczew. Natomiast w najbliższą sobotę zapowiada się święto na północy Szczecina, bo o godz. 12.30 rozpocznie się mecz 1/16 Fortuna Pucharu Polski pomiędzy Świtem i ekstraklasową Cracovią Kraków, która jest zdobywcą krajowego pucharu z poprzedniej edycji.

Świt plasuje się mimo zaległych gier w ścisłej czołówce III ligi, a dodatkowo może poszczycić się najlepszą obroną w lidze, więc w tej sytuacji postanowiliśmy porozmawiać z Jackiem Chyłą, trenerem bramkarzy i jednocześnie kierownikiem klubu ze Skolwina, który w przeszłości występował w ekstraklasie w barwach Widzewa Łódź.

– Świt w tym sezonie, podobnie jak w poprzednim, traci mało bramek, w czym spora zasługa trenowanych przez pana bramkarzy. Jaką ma pan receptę na ich właściwe przygotowanie?

– Nie uważam, aby była to moja szczególna zasługa. Pracuje na to cały zespół, a rolą bramkarzy jest to, aby wywiązywać się ze swoich boiskowych obowiązków jak najlepiej. Jestem w Świcie żeby im w tym pomóc, bo niestety nie ma żadnej złotej recepty na to, aby nie tracić goli. Nie będę oryginalny kiedy powiem, że jedynym sposobem jest systematyczna i ciężka praca na treningach.

– Pod pana okiem trenują doświadczeni Przemysław Matłoka i Marek Szulc oraz młody Artur Gapiński. Jak oceni pan umiejętności tej trójki?

– Przemek jest u nas od pięciu lat i podchodzi do treningów jak zawodowiec, czego efekty są widoczne na boisku. Marek trafił na dość specyficzny okres związany z pandemią, ale ma wszelkie predyspozycje do tego, by być dobrym bramkarzem. Jeżeli tylko będzie rzetelnie i z pełnym zaangażowaniem podchodził do treningów, to myślę, że będziemy mieli z niego pociechę. Ostatni z wymienionych dopiero zaczyna przygodę bramkarską i musi zrozumieć, że na szczyt można dojść wyłącznie ciężką i systematyczną pracą. Pozycja bramkarza ma swoją specyfikę i tu nie da się iść na skróty…

– Świt został zatrzymany na pewien czas po badaniach na Covid-19, ale bramkarze trenują już w komplecie z pełnymi obciążeniami. Przed przymusową pauzą pokonaliście lidera w Środzie Wielkopolskiej 6:0. A jakie są pańskie przewidywania na dalszą część rundy jesiennej?

– Na razie przygotowujemy się do zaplanowanego na 11 listopada ligowego pojedynku z Sokołem Kleczew przy Stołczyńskiej i jeżeli nic się nie zmieni, to do hitowego starcia z Cracovią w Pucharze Polski. Osobiście obawiam się jednak, że mecz z drużyną z Kleczewa będzie naszym ostatnim meczem w tej rundzie, choć chciałbym się mylić. Fajnie byłoby podtrzymać styl z meczu z Polonią, jednak forma po kwarantannie jest pewną niewiadomą. Myślę że ten zespół da radę, bo spora grupa zawodników normalnie trenowała.

– W sobotę 14 listopada czeka was przełożony prestiżowy pojedynek Pucharu Polski z Cracovią. Pan miał okazje występować na boiskach ekstraklasy, a czy uważa pan, że taki mecz będzie dużym przeżyciem dla piłkarzy Świtu, którzy jeszcze nie posmakowali piłkarskich wyżyn?

– Takie mecze nie zdażają się zbyt często i zarówno dla klubu, trenerów, jak i przede wszystkim zawodników jest to ogromna nobilitacja. Jestem przekonamy, że kiedy dojdzie do konfrontacji z obrońcą Pucharu Polski, to wszyscy wzniosą się na wyżyny swoich możliwości i będą chcieli udowodnić, że nie są gorszymi piłkarzami niż ich przeciwnicy. Wielka szkoda, że mecz ten odbędzie się bez udziału publiczności, bo byłby to z pewnością dodatkowy smaczek.

– Trafiliście na Cracovię, ale panu chyba marzył się pojedynek z Widzewem, czyli z pańskim byłym klubem?

– Pod koniec lat ’80 ubiegłego wieku byłem zawodnikiem Widzewa Łódź trzy i pół roku i bardzo miło wspominam te czasy. W tamtym okresie Widzew był jednym z najlepszych klubów w Polsce, a ja jako młody chłopak miałem przyjemność posmakować atmosfery wielkiej piłki. Nie ukrywam, że bardzo fajnie byłoby zmierzyć się Widzewem, choć mało też brakowało, żeby Świt zagrał z RTS-em na tym samym poziomie rozgrywkowym, lecz w ostatecznym rozrachunku zabrakło nam nieco szczęścia. Jednak jak powiadają „co się odwlecze to nie uciecze”…

– Wracając więc do ligowej rzeczywistości. Świt plasuje się w czołówce, ale czy zespół stać pańskim zdaniem na awans do II ligi?

– Miejsce Świtu nie jest dziełem przypadku, bo przecież drużyna walczy, jak równy z równym z faworyzowanymi zespołami Raduni Stężyca czy Polonii Środa. We wcześniejszych sezonach Świt również nawiązywał wyrównaną walkę ze znacznie bardziej zamożnymi klubami, jak KKS Kalisz czy Elana Toruń, które ostatecznie uzyskały promocję. Jeżeli chodzi o umiejętności piłkarskie to drużyna ze Skolwina dorównuje wszystkim tym zespołom, zatem mam nadzieję, że wygra w końcu walkę o mistrzostwo i awansuje do II ligi.

– Pracuje pan w Świcie już kilkanaście lat, jak ze swojej perspektywy ocenia pan to, co w tym czasie wydarzyło się w klubie?

– Pracuję w Świcie z małą przerwą od czerwca 2007 roku. Jeśli chodzi o klub to postęp od dłuższego czasu zauważalny jest gołym okiem. W chwili obecnej jesteśmy trzecim klubem Pomorza Zachodniego, a jeszcze kilkanaście lat temu nie bez trudu przychodziła nam rywalizacja z rezerwami Chemika Police, Piastem Chociwel czy Kłosem Pełczyce. Teraz najlepszym dowodem rozwoju we właściwym kierunku jest chociażby wspomniany mecz 1/16 Pucharu Polski z Cracovią. Siłą tego klubu są jednak ludzie, o których nie zawsze się mówi i nie zawsze są na pierwszych stronach gazet, a żmudnie pracują na rzecz dalszego rozwoju tego klubu.

– Czego pana zdaniem najbardziej brakuje w klubie przy Stołczyńskiej?

– Organizacyjnie wiele spraw jest poukładanych na wysokim poziomie, ale infrastruktura i realizacja budowy trybuny przy boisku głównym to jeden z warunków do dalszego rozwoju klubu. Wiem, że są plany budowy nowoczesnej trybuny z zapleczem, a obecnie stawiana jest przez MOSRiR hala balonowa. Jednak prace nad realizacją sztandarowego etapu, czyli trybuny z zapleczem socjalnym trwają według mnie bardzo długo, a potrzeby rosną z każdym dniem. Uważam, że takiemu miastu jak Szczecin, potrzebny jest kameralny, ale też funkcjonalny drugi obiekt, gdzie spokojnie będzie można rozegrać mecz z publiką do 1200 widzów, która zasiądzie w komfortowych warunkach.

– Dziękujemy za rozmowę! ©℗